piątek, 20 grudnia 2013

50 faktów o mnie

Ostatnio to takie popularne, no to ja też. Spróbuję wymyślić aż 50 faktów o mnie, pomijając podstawowe informacje... Hoho...
Zaczynamy:
1. Do 5. klasy podstawówki miałam tylko jedną górną jedynkę i wyglądałam naprawdę komicznie.
2. Do niedawna nie miałam nic złamanego (ostatnio złamałam dwa palce u stopy, bawiąc się z dziećmi), za to zawsze mam jakieś zadrapania.
3. Nie lubiłam chodzić do przedszkola i często tam płakałam.
4. Poszłam rok szybciej do szkoły.
5. W szkole zawsze byłam jedną z najlepszych.
6. Od 4 klasy podstawówki do 3 klasy liceum co roku miałam świadectwo z paskiem i średnią powyżej 5,0.
7. Kocham słodycze i jem je w duuużych ilościach, jestem czekoladoholikiem.
8. Po maturze wyjechałam do Hiszpanii na 3 miesiące jako au pair, a potem do Włoch, gdzie obecnie przebywam.
9. Mówię płynnie po angielsku, w miarę porozumiewam się po włosku, rozumiem i mogę przeprowadzić proste rozmowy po hiszpańsku i niemiecku.
10. Mam słabą pamięć.
11. Mówię do siebie po angielsku.
12. Lubię głoooośno śpiewać, jak nikogo nie ma w pobliżu (jak ktoś jest też lubię (co nie znaczy, że umiem śpiewać)).
13. Gram na gitarze, uczyłam się sama.
14. Jestem harcerką od trzeciej klasy podstawówki.
15. Kocham muzykę, moi ulubieni wykonawcy to Jason Mraz, Ed Sheeran, Passenger, Fun, Mumford&Sons, a także One Direction, ale mało komu się do tego przyznaję. :D Uwielbiam muzykę z filmów. Baaardzo chętnie słucham Vavamuffin, Happysad, SDM, Habakuk, Dżem, Paramore, Florence and the Machine...
16. Nie lubię horrorów, za to bardzo lubię filmy zaskakujące, z zawiłą fabułą i komedie, zwłaszcza romantyczne. Moje ulubione to "Labirynt fauna", "John Carter", "Zaklęci w czasie", "Asterix i Obelix: Misja Kleopatra", "Shrek", "Narzeczony mimo woli", "RRRrrr...".
17. Lubię czytać książki. Obecnie czytam pozycje z listy BBC "100 książek, który każdy powinien przeczytać". Nie lubię książek, w których na końcu umiera główny bohater.
18. Moje ulubione seriale to "HIMYM", "The Big Bang Theory", "Czysta krew", "Pamiętniki wampirów", "Pretty Little Liars", "Inna".
19. Chcę studiować neurobiologię lub neurobiopsychologię.
20. Brałam udział w zawodach pierwszej pomocy, bardzo lubię tę tematykę i uważam, że każdy powinien wziąć udział co najmniej w jednym kursie na ten temat.
21. Kiedyś baaardzo chciałam zostać modelką, bo jestem trochę próżna.
22. Kocham patrzeć na siebie w lustrze.
23. Brałam udział w Olimpiadzie Filozoficznej dwa lata z rzędu.
24. Kiedyś bałam się patrzeć na gwiazdy, bo przerażał mnie fakt, że wszechświat jest nieskończony, a z drugiej strony - jeżeli byłby skończony to co jest po "drugiej stronie"? dum dum dum duuuum...
25. Jakkolwiek dziwne by to nie było, tęsknię za sprawdzianami i ekscytacją przed dowiedzeniem się jaką ocenę dostałam.
26. Mam dwóch braci i siostrę, ja jestem najmłodsza.

Ooo...zaczyna się robić trudno z wymyślaniem.

27. W gimnazjum byłam w kółku teatralnym i chciałam zostać aktorką.
28. Do początku drugiej klasy liceum nie lubiłam uczyć się języków obcych.
29. Mam znajomych na wszystkich kontynentach oprócz Antarktydy.
30. Nie lubię jak ktoś się zwraca do mnie "Katarzyno".
31. Śpiewałam w chórku jak byłam mała, a potem w chórze kościelnym.
32. Chciałabym zrobić szpagat, ale nie potrafię wytrwać w ćwiczeniach. Pewnego razu byłam baaardzo blisko, ale coś naciągnęłam i potem nie mogłam ćwiczyć przez jakiś czas.
33. Biegałam na zawodach na 300, 400, 600 i 800 m. Nie lubię biegać.
34. Moją najlepszą przyjaciółką jest moja siostrzyczka. <3
35. Przez kilka lat nałogowo brałam udział w konkursach internetowych. Wygrałam mnóstwo różnych dupereli, między innymi dwie mp4, fotel w kształcie piłki, 360 batonów (marsów, snickersów i twixów), sporo książek, kosmetyki, słodycze, bony do sklepów odzieżowych, formy do pieczenia, blender, elektryczną wyciskarkę do cytrusów i inne, śmieszne czasy.
36. Nie lubię grzybów, brukselki, sera, szpinaku, krwistego mięsa, czerniny.
37. Lubię niezdrowe jedzenie.
38. Nie znoszę zapachu papierosów i niemiłosiernie denerwuje mnie, gdy ktoś idący przede mną ulicą pali i każe mi wdychać te paskudztwa.
39. Bardzo lubię tańczyć.
40. Kocham motyw sów, ale poza kalendarzem nie mam żadnych przedmiotów z tym zwierzątkiem, a szkoda.
41. Bardzo lubię koty, nie lubię psów, ale nie chciałabym mieć żadnego zwierzątka.
42. Denerwuje mnie niesprawiedliwość.
43. Jak spodoba mi się jakaś piosenka to słucham jej 24 godziny na dobę.
44. Lubię cytować teksty z filmów podczas rozmowy.
45. Nie potrafię opowiadać, zawsze robię mnóstwo dygresji i zapominam głównego wątku. Marny ze mnie gawędziarz.
46. Nie lubię opowiadać tej samej historii kilka razy.
47. Kiedyś nałogowo oglądałam serial "Rezydencja surykatek".
48. Potrafię siedzieć dłuższy czas przed telewizorem i nie robić nic innego, tylko oglądać teledyski.
49. Uwielbiam filmy Disneya.
50. Moim ulubionym aktorem jest Johnny Depp.

Noo, w sumie jak już się rozkręciłam nie było tak źle. ;D Pewnie mogłabym dojść do setki, ale wystarczy tego uzewnętrzniania się.

Nie wiem czy napiszę jeszcze notkę przed świętami, jeżeli nie to

Wesołych Świąt!
Merry Christmas!
Froehliche Weihnachten!
Bon Nadal!
Buon Natale!
Feliz Navidad!



środa, 18 grudnia 2013

holidays are coming...!

Okej, jak zwykle, Kasia długo nie pisała, przepraszam samą siebie za moje lenistwo, ale cóż mogę zrobić. Jak to zwykle bywa nie działo się, nie działo, a potem lawina do opisania.

W zeszłym tygodniu miałam kilka babysittingów, także w piątek i sobotę, ale w czwartek Sarah zapytała czy wyjdę wieczorem, bo to jej ostatni weekend w Mediolanie, a po świętach już nie wraca do Włoch. Zgodziłam się, ale dzieci długo nie mogły zasnąć, Arianna powiedziała, że się boi i zapytała, czy mogę się z nią położyć. No i gdy tak leżałyśmy to mi samej też zaczęły zamykać się oczy. Gdy w końcu poszłam do swojego pokoju była 22.30 i nie wiedziałam czy opłaca mi się iść. Hości co prawda wrócili do domu zaraz jak dzieci zasnęły, ale taaaak chciało mi się spać. Wysłałam smsa do dziewczyn, gdzie są. Gdy nie odpisywały po 10 minutach już miałam przebierać się w piżamkę, ale zadzwoniła Sarah, że są w Loolapaloosa (co za nazwa dla baru???) i mam przychodzić. No to poszłam. Przy wejściu do baru nikogo nie było, więc pytam ochroniarza czy tu jest wejście i czy mogę wejść, on na to czy jestem sama. Moim jakże płynnym włoskim powiedziałam, że moje koleżanki już są w środku, a ja musiałam pracować i nie mogłam przyjść wcześniej. Zapytał mnie skąd jestem, bla bla, i weszłam, a tam co? Moje koleżanki au pairki tańczą na barze. Chciały mnie tam wciągnąć w kurtce, ale poszłam ją zdjąć, zamówiłam drinka i cóż mogłam zrobić jak tylko przyłączyć się do tego szaleństwa? Tak oto pierwszy raz Kasia tańczyła na barze. Ktoś poprosił mnie do tańca, ale tańczyliśmy nie jak na dyskotece tylko za rączki z obrotami, itd., a że było tam dość tłoczno to wokół nas utworzył się mały krąg przestrzeni, haaha :D Później poznałyśmy kilku Włochów, którzy postawili nam tequillę. Potańczyłam, pobawiłam się i poszłam z Sarah do domu. Zasnęłam około 4, a o 8.30 musiałam wstać, żeby jechać po Patrycję na lotnisko! <3

Najpierw pojechałam do Giulii, a potem z nią samochodem na lotnisko. Tego samego dnia pojechałyśmy do centrum miasta, poszłyśmy na lody i mały spacer. Nie miałyśmy dużo czasu, bo o 6 musiałyśmy być w domu. Babysitting. Ale za to na kolację Hości zamówili pizzę i było bardzo fajnie. Gdy dzieci zasnęły dłuuuugo rozmawiałyśmy z P., o północy obudziła się Arianna, więc położyłam ją na chwilę w moim łóżku, a gdy już prawie spała przeniosłam do łóżka Hostów. Następnego dnia były urodziny Patrycji. Sto lat w czterech językach zostało odśpiewane, świeczka zdmuchnięta, prezent odpakowany. Później caaały dzień zwiedzania, robienia zdjęć i rozmowy. Wieczorem aperitivo w barze "Manhattan", plany zwiedzania USA... :D No i poleciała, ja też już chciałam, nawet rozmawiając z mamą uroniłam łzę.

Makaron i pizza wychodzą mi uszami. Zjem jeszcze trochę i zmienię się w kawałek makaronu! Nie mogę się doczekać barszczyku, pierogów, ryby w pomidorach, pierniczków...! <3 A potem znowu pasta, gnocchi, pizza. :D

No ale jeszcze kilka dni.

W poniedziałek była imprezka świąteczna w szkole Bianci. Zdążyłam z bliźniakami tylko na wyżerkę, bo oni nie mogli wcześniej wyjść z przedszkola. Czułam się tam niekomfortowo. Za tłocznie, za ciepło, za dużo dzieci biegających i mających głowy na wysokości mojego łokcia, a tu jeszcze trzeba pilnować czy Michele czegoś nie psuje. Następnego dnia, na przedstawieniu w szkole A. i M. było dużo lepiej. Przedstawienie było słodkieeee. Śpiewali 4 albo 5 piosenek. Miki popłakał się na scenie i widząc jego smutną minkę miałam ochotę tam pobiec i go stamtąd zabrać, obok mnie Hości mieli podobne odczucia, ale nie dało się tam przejść, bo ludzie siedzieli na podłodze. W końcu nauczycielka to zauważyła
  i wzięła go na kolana. Poza tym troje dzieci zasnęło podczas śpiewania piosenki. :D Było bardzo sympatycznie.

Za 5 dni jadę do Polski <3

To teraz trochę zdjęć:


 hu hu ha hu hu ha, nasza zima zła ;c
 ryneczek świąteczny koło Duomo


 ryneczek świąteczny przed zamkiem


 włoskie lody najlepiej smakują w zimę :D hah



 choinkaa <3
 jako że z drzwiami coś się porobiło musiałam lecieć z 9. piętra otworzyć dostawcy
 prezent :D












 co za okropność, ohydki, wyglądają jak z chińskiego sklepu, a kosztują 530 euro, moda.. moda...

 taaaki duży prezent
 przecież po Mediolanie byle czym się wozić nie można...
 słodkości, słodkości <3






sobota, 23 listopada 2013

trzy tygodnie, trzy weekendy

Ostatni post z cyklu "co u mnie" napisałam o pobycie w Toskanii, który był trzy tygodnie temu.

Co się wydarzyło od tego czasu? Przede wszystkim spadła temperatura! Brrr! Czuję, że zimna jest tuż tuż. W ten weekend miałam kupić sobie czapkę, szaliczek i rękawiczki oraz rozejrzeć się za prezentami na święta, ale... O tym dlaczego później.

Tymczasem o weekendach minionych.

8.11. postanowiłyśmy z dziewczynami w końcu pójść do klubu, tak! Już byłyśmy na liście, wiedziałyśmy gdzie iść (mniej, więcej), postanowiłyśmy spotkać się o 21.30 koło kolumn. Okazało się to zdecydowanie za wczesną godziną...
Było nas 7 albo 8. Wypiłyśmy po drinku. Sącząc mojego rozmawiałam z jakimś Dubajczykiem o tym, że do 20-tego roku życia nie pił, bo jest muzułmaninem. O jego kiepskiej pracy, studiach. W każdym razie w pewnym momencie patrzę w prawo, a tam moje koleżanki au pair całują się ze sobą. Okeeeeej... W czasie mojej rozmowy inne dziewczyny wypiły więcej niż jednego drinka, który tutaj wygląda tak, że 7/8 to wódka, a 1/8 to napój. Patrzę na zegarek 23.00. Czas zbierać się do klubu. Po drodze zatrzymałyśmy się w McDonaldsie. Poszłyśmy do toalety. Oczywiście połowa dziewczyn była pijana. Jedna zaczęła wymiotować jakby miała żołądek bez dna, przez to nie mogła się ruszyć. Pracownik Maka chciał zadzwonić po policję, bo już zamykali, a ona nie mogła wyjść o własnych siłach. A. złapała C. i wyniosła ją stamtąd. Ale dziewczyna nie mogła ustać na nogach. Postanowiono więc, że trzeba wezwać pogotowie. Tak też się stało i w tym momencie przybiegła do mnie jedna H., że z S. nie jest dobrze. S. mieszka niedaleko mnie, więc miałyśmy jechać razem do domu. Wzięłam więc S. do domu i tak oto nasz wieczór skończył się o północy jak u Kopciuszka, tyle, że na bal nie dotarłyśmy, ani nie spotkałyśmy księcia.
Następnego dnia reszta miała kaca, a ja poszłam z innymi dziewczynami na zakupy i spacer po mieście, potem na aperitivo, czyli płać kilka euro za drinka, a jedzenie jest gratis. To był naprawdę miły dzień. :)
W niedzielę znowu poszłam sobie na spacer i tyle.

W tygodniu nic specjalnego się nie działo.

W następny weekend planowałyśmy wyjście, ale miałam babysitting w sobotę, więc nic z tego nie wyszło.

W tygodniu, w środę, bawiłam się z dziećmi i przyszła pora kąpieli. Goniłam się z Biancą i już miałam ją złapać, gdy baaam... Uderzyłam stopą o nogę od sofy. Na początku specjalnie się nie przejęłam, ale strasznie bolało, zdjęłam skarpetkę i ujrzałam, że dwa najmniejsze palce lewej stopy są wygięte i jakby to powiedzieć... "rozdzielone" od reszty. Gdy Host wrócił z pracy pojechaliśmy do szpitala.
Tam musieliśmy czekać najpierw na rejestrację i przydzielenie mi jednego z 4 kolorów. Myślałam, że dostanę fajną bransoletkę w tym kolorze nic takiego się jednak nie stało. Gdy w końcu weszliśmy do tego pokoju "oględzinowego" pani pielęgniarka akurat skończyła zmianę, więc gdy zaciął się komputer wykorzystała sytuację i poszła. Przyszedł jej zmiennik. Przepisał na kartę moje jakże trudne do zrozumienia dane z dowodu osobistego. Dostałam kolor zielony i numer 896. Ludzi nie było dużo, więc od razu mogliśmy iść do doktorka, który spojrzał na moje paluszki i zalecił zdjęcie rentgenowskie. Po czekaniu na swoją kolej i ileśtam stron książki "1984" Orwella później zostałam wezwana "Zofia", moim drugim imieniem. W ogóle bym się nie zorientowała, że to o mnie chodzi, ale Host zareagował, więc i ja się zainteresowałam. Poszłam na zdjęcie, na wstępie oznajmiając "Non parlo bene italiano, sono polacca". Okazało się, że mój włoski nie jest zły i nawet sobie trochę pogawędziliśmy, podczas gdy moja stopa została sfotografowana trzy razy. Doktorek próbował też mówić po angielsku, ale znał tylko kilka słów, więc było to bardzo zabawne. ;p Gdy skończyłam czytać wyżej wspomnianą książkę zostałam ponownie wezwana do gabinetu. Dowiedziałam się, że oba paluszki są złamane i że Doktorek nie wie i nie może mi obiecać, że będą znowu proste ;O. Ale założył mi opatrunek z bandaża elastycznego na 20 dni i kazał za dużo nie chodzić. Hostka kupiła mi czekoladę i do końca tygodnia nie odprowadzałam dzieci do szkoły. Tak więc i nie wyszłam z domu na spacer po sklepach. Siedzę w domu i szukam jakiegoś nowego serialu, który wciąąąąga. Jakieś propozycje?

Za miesiąc jadę do Polski! :) Za miesiąc będą święta!!

środa, 20 listopada 2013

au pair, życie z "obcą" rodzinką

Już po raz kolejny zabieram się do napisania posta na ten temat. Chciałam napisać generalizującą notatkę ja wygląda przyjazd do host family, ale u każdego jest inaczej, więc po prostu napiszę tu po pierwsze trochę o poszukiwaniach dla przyszłych au pair, a potem już jak wygląda to życie z "obcą" rodzinką.

Jak zostać au pair?

Po pierwsze szukamy rodzinki. Ja szukałam na różnych stronach, ale ostatecznie polecam tylko jedną:  au pair world - tam znalazłam moje obie i większość dziewczyn, które spotkałam również z niej korzystało i są zadowolone. W każdym razie najmniej tam tzw. "scamów". Co to scam? -> skok do Cioci Wiki. Na tej stronie znajduje się wiele przydatnych informacji na temat byciu au pair w konkretnych krajach - kieszonkowe, co musimy załatwić, godziny pracy jakie powinnyśmy mieć, obowiązki. Dużo dziewczyn, zwłaszcza wyjeżdżających po raz pierwszy zgadzają się na np. 40 godzin tygodniowo, naukę dzieci angielskiego i jeszcze do tego sprzątanie za marne 50-60 euro tygodniowo. To jest po prostu śmieszne, takie rodziny nie rozumieją w ogóle na czym polega program au pair i korzystają z naiwności młodych dziewczyn traktując je jak tanią siłę roboczą. Nigdy nie dajcie się tak wrobić!! Jeżeli nie jesteście pewne rodzinki, macie wątpliwości to po pierwsze ich wygooglujcie, nazwisko, adres e-mail, wpisując w google ze słowem "scam". Jest zasada - nigdy przed wyjazdem nie przesyłamy rodzinie pieniędzy ani ona nam. Czasami rodziny kupują bilet au pairce, ale jest to baaardzo rzadka sytuacja. Jeżeli rodzina chce od Was jakieś pieniądze (chociażby, żeby kupić za Was bilet) powinna Wam się zapalić czerwona lampka. Koniecznie porozmawiajcie z rodzinką na Skypie przed zdecydowaniem się na pojechanie do niej, nie tylko z rodzicami, ale też z dziećmi. Zwłaszcza jeżeli jedziecie do kraju, którego języka nie znacie, a dzieci podobno mówią po angielsku. Poproście o konkretny wykaz godzin pracy i obowiązków, warunki, zdjęcia SWOJEGO pokoju (musicie mieć osobny pokój, bo inaczej żyć się nie da, zwłaszcza gdy jedziecie na dłużej) i domu. Możecie podpisać z rodzinką umowę, która i tak nic nie znaczy, ale jasno określa Wasze obowiązki, dobrze by było, gdyby w takiej umowie znalazły się punkty "a co gdyby", np. au pair chciała wyjechać lub rodzina zrezygnować au pair, należy określić tam konkretny czas jaki musicie dać rodzince na znalezienie nowej au pair/ rodzina Wam na znalezienie nowej. Jak już uzgodnicie wszystko z rodzinką pamiętajcie o ubezpieczeniu. Powinnyście mieć też możliwość uczęszczania na kurs językowy.
Jeżeli macie jakieś wątpliwości możecie napisać na wizażu w wątku dla au pair, znajdziecie tam też przydatne informacje - klik



Ufff, mamy to:

-Wymarzona rodzinka

-Bilet

-Ubezpieczenie




Tu zaczyna się moja bardziej osobista część.

Z rodzinką z Włoch byłam "umówiona" już od marca 2013 roku. Dopiero potem szukałam rodzinki na lato. Znalazłam moją Hiszpańską rodzinkę w kwietniu. Kupiłam bilet do Barcelony. Na urodziny dostałam walizkę i przewodnik. Wszyscy mnie wspierali. Sama baaardzo cieszyłam się na wyjazd. W pewnym momencie wkradło się zwątpienie: a co jeśli jednak mnie tam przerobią na pasztet? Co ja wyrabiam? Jadę do jakiejś obcej rodziny! Ta panika to był dzień przed wyjazdem. Poprosiłam Host Mamę o rozmowę na Skypie, przy której była też moja mama. Uspokoiło mnie to bardzo i nie mogłam się doczekać. Poleciałam i nie żałuję. :)

Już przed wyjazdem zastanawiałam się jakie to musi być dziwne - dla au pair, rodziny i dzieci.
Dzieci. W końcu przyjeżdża jakaś obca dziewczyna, ma się nimi zajmować, muszą jej zaufać.
Rodzice. Nie pochodzą sobie w bieliźnie po domu, bo mają tam stałego lokatora, który jest czymś pomiędzy gościem, przyjacielem, pracownikiem i członkiem rodziny. To w gruncie rzeczy dziwna relacja. Nie mogą się do końca czuć swobodnie.
Au pair. Przyjeżdża do innego kraju, ludzie mówią w innym języku, inaczej się zachowują, mają inne zwyczaje. Ona nikogo tam nie zna.

Na początku wszystko było super - rodzinka przedstawiała mnie wszystkim, wszystko było nowe, ciekawe. Nie czułam nawet potrzeby spotykania się z innymi au pair. Dużo czasu spędzałam z dziećmi.

Ale w końcu mieszkanie z rodziną zaczyna się uprzykrzać. Na początku miałam straszne opory przed braniem sobie rzeczy z lodówki. Dziwne było też to, że Hości wszędzie za mnie płacą. Potem popadłam w lekką paranoję zastanawiając się czy jestem dobrą au pair i za każdym razem, gdy Hości się o coś kłócili myślałam, że to o mnie i coś źle robię. Potem złapałam więcej dystansu, ale i tak w Hiszpanii nie czułam się tak swobodnie jak we Włoszech. Może dlatego, że dla hiszpańskiej rodzinki byłam pierwszą au pair i oni też nie wiedzieli jak to je. Nie wiem czy na blogu opisałam to, co mnie denerwowało, chyba nie, bo zawsze chce się pamiętać tylko te dobre rzeczy. W każdym razie teraz widzę, że w Hiszpanii byłam bardziej animatorem zabaw niż au pair. Godziny pracy były tak elastyczne, że aż za bardzo. Nie znaczy to, że mi się tam nie podobało, ale cieszę się, że tam nie zostałam na dłużej.

Wracając - zaczęły mnie nudzić rodzinne spotkania, na których wszyscy rozmawiali po katalońsku. Spotykałam się z au pairkami, ale wyjście z domu było możliwe tylko w weekendy i do 22 albo do rana, bo dojazdy miałam tragiczne, a Hości i tak musieli mnie zawozić/ przywozić ze stacji, która była dość daleko od domu. Brakowało mi tam niezależności. Wyrwaniem się z domu był spacer do Carrefoura po zapasy słodyczy, haha. :D

Czasami dzieci strasznie dają w kość. Nie, nie chcą umyć zębów, nie, nie chcą się ubrać, nie, nie chcą koszulki z guziczkami, nie, nie chcą koszulki bez guziczków, chcą tę samą parasolkę, ale nie chcą się nią dzielić, zabierają sobie zabawki i doprowadzają nawzajem do płaczu, nie słuchają się. Biją, gryzą, kłócą się, psują, niszczą, robią zamęt.

Bycie au pair to zajmowanie się dziećmi i brak możliwości zupełnego odcięcia się od tego po pracy, nie możemy sobie iść do domu, bo to jest nasz dom. Dlatego musimy mieć świadomość czym jest bycie au pair i ogromny dystans, żeby zachować zdrowie psychiczne. Do tego grono znajomych i jakieś swoje życie prywatne, bo inaczej można się szybko wypalić i mieć wszystkiego dość.

Ale te chwile: kiedy M. siedzi mi na kolanach i mówi, że się we mnie zakochał, kiedy A. obejmuje moją szyję małymi rączkami i daje mi soczystego buziaka w policzek na dobranoc, kiedy B. przytula się do mnie podczas oglądania filmu, kiedy słyszę, że zupa, którą zrobiłam nie jest "buona" a "deliziosa", kiedy moje trzy małpki mnie wołają "Kasina". <3 To są najlepsze momenty, które dodają energii i kiedy wstajesz, czujesz się beznadziejnie, a dziecko Ci daje buziaka i mówi, że jesteś piękna to myślisz sobie - mieszkanie z dziećmi nie jest takie złe. <3

Bycie au pair to na pewno jest świetna okazja do usamodzielnienia, dorośnięcia, wypracowania anielskiej cierpliwości, poznania innej kultury, języka, ludzi z całego świata, odwiedzenia wspaniałych miejsc. Nigdy nie będę żałowała tego roku. Za 11 dni minie 6 miesięcy mojego au pairkowania. :O Aż trudno uwierzyć, że to już tyle czasu. :)

poniedziałek, 11 listopada 2013

Toskania! Florencja + Pisa

Oczywiście jak zwykle z opóźnieniem, ale właśnie przyszedł czas na naukę, więc muszę znaleźć sobie jakąś wymówkę. Czas na posta!

1.11. razem z rodzinką wyruszyliśmy do Toskanii na długi weekend. Podróż - 3,5 godziny w samochodzie z trójką nadpobudliwych dzieci - ufffa (Włosi często mówią uffa, kolejna rzecz, która mi się udzieliła). No ale dotarliśmy! Do uroczego domku na odludziu, położonego 20 minut pociągiem od Florencji.










 Pierwszego dnia odpoczywaliśmy po podróży, a wieczorem mieliśmy jechać na kolację do restauracji. Gdy przyszła godzina wyjazdu jak zwykle wariowały, ale młody totalnie przesadził i Hostka się zdenerwowała tak, iż zdecydowała, że za karę nie pojedzie on do restauracji. No ale sama przez to musiała z nim zostać. Atmosfera zgęstniała. Hostka wygoniła nas i powiedziała, że mamy jechać bez nich. Siedzieliśmy w samochodzie i nikt się nie odzywał. Ostatecznie podobno młody okazał skruchę i ruszyliśmy.

Restauracja była w pięknym domu, w stylu zamkowym. Z grubymi ścianami, ładnym wnętrzem, super. Jedzenie też było bardzo dobre. Jadłam pizzę wegetariańską (zjadłam całą! aaa, CAŁĄ!), a na deser coś jakby pieróg z ciasta pizzowego z nutellą w środku i ciasto czekoladowe <3 Mniam! Jakie to było dobre!!!




Następnego dnia pojechaliśmy do Florencji! :) Nie wiem cóż tu dużo opisywać - pięknie, pięknie, pięknie! Trochę zdjęć, które mimo wszystko i tak są niczym w porównaniu z rzeczywistością. NICZYM





















Wieczorem dzieci oglądały bajki, ja czytałam książkę, a po kolacji zrobiliśmy kasztany w kominku, mniam! :)



W niedzielę Host zawiózł mnie na dworzec i pojechałam do Pizy! :D Samotna podróż bez przygód. Ale co widziałam to moje! 


 obowiązkowe zdjęcie w Pizie :D haha







Potem wróciłam do Florencji i tam spotkałam się z rodzinką, samochodem wróciliśmy do domu. Dzieci były zmęczone i zasnęły w czasie podróży, a moi Hości zawsze pozwalają im samym się obudzić, więc zgłosiłam się na ochotnika, żeby z nimi zostać i przy okazji porobiłam trochę zdjęć. 


 drzewko oliwne



taaa... zostawcie mnie samą z aparatem... haha :D


W poniedziałek padało, podróż do domu trwała więc jeszcze dłużej. Po drodze zatrzymaliśmy się w Lucca zobaczyć miasteczko i na lunch, który był moim najgorszym posiłkiem w życiu. Wszystko tam było ohydne. 

 kurczak i kalafior smażone w głębokim oleju starszym chyba niż robią w McDonaldsie, kurczak był z kością i jak dla mnie niedosmażony ;x
 omijajcie to miejsce szerokim łukiem
to jest podobno tiramisu. podane w restauracji, wyglądało jakby to były kawałki zostawione przez innych klientów, bleh


Po tym rodzinnym weekendzie miałam dosyć dzieci i myślałam, że je zamorduję. Ale wyspałam się i dobry humor powrócił. Podróżowanie z dziećmi to męcząca sprawa. Ale Florencja i Pisa z mojej listy "miejsc do zobaczenia" mogą zostać odhaczone. :)