sobota, 23 listopada 2013

trzy tygodnie, trzy weekendy

Ostatni post z cyklu "co u mnie" napisałam o pobycie w Toskanii, który był trzy tygodnie temu.

Co się wydarzyło od tego czasu? Przede wszystkim spadła temperatura! Brrr! Czuję, że zimna jest tuż tuż. W ten weekend miałam kupić sobie czapkę, szaliczek i rękawiczki oraz rozejrzeć się za prezentami na święta, ale... O tym dlaczego później.

Tymczasem o weekendach minionych.

8.11. postanowiłyśmy z dziewczynami w końcu pójść do klubu, tak! Już byłyśmy na liście, wiedziałyśmy gdzie iść (mniej, więcej), postanowiłyśmy spotkać się o 21.30 koło kolumn. Okazało się to zdecydowanie za wczesną godziną...
Było nas 7 albo 8. Wypiłyśmy po drinku. Sącząc mojego rozmawiałam z jakimś Dubajczykiem o tym, że do 20-tego roku życia nie pił, bo jest muzułmaninem. O jego kiepskiej pracy, studiach. W każdym razie w pewnym momencie patrzę w prawo, a tam moje koleżanki au pair całują się ze sobą. Okeeeeej... W czasie mojej rozmowy inne dziewczyny wypiły więcej niż jednego drinka, który tutaj wygląda tak, że 7/8 to wódka, a 1/8 to napój. Patrzę na zegarek 23.00. Czas zbierać się do klubu. Po drodze zatrzymałyśmy się w McDonaldsie. Poszłyśmy do toalety. Oczywiście połowa dziewczyn była pijana. Jedna zaczęła wymiotować jakby miała żołądek bez dna, przez to nie mogła się ruszyć. Pracownik Maka chciał zadzwonić po policję, bo już zamykali, a ona nie mogła wyjść o własnych siłach. A. złapała C. i wyniosła ją stamtąd. Ale dziewczyna nie mogła ustać na nogach. Postanowiono więc, że trzeba wezwać pogotowie. Tak też się stało i w tym momencie przybiegła do mnie jedna H., że z S. nie jest dobrze. S. mieszka niedaleko mnie, więc miałyśmy jechać razem do domu. Wzięłam więc S. do domu i tak oto nasz wieczór skończył się o północy jak u Kopciuszka, tyle, że na bal nie dotarłyśmy, ani nie spotkałyśmy księcia.
Następnego dnia reszta miała kaca, a ja poszłam z innymi dziewczynami na zakupy i spacer po mieście, potem na aperitivo, czyli płać kilka euro za drinka, a jedzenie jest gratis. To był naprawdę miły dzień. :)
W niedzielę znowu poszłam sobie na spacer i tyle.

W tygodniu nic specjalnego się nie działo.

W następny weekend planowałyśmy wyjście, ale miałam babysitting w sobotę, więc nic z tego nie wyszło.

W tygodniu, w środę, bawiłam się z dziećmi i przyszła pora kąpieli. Goniłam się z Biancą i już miałam ją złapać, gdy baaam... Uderzyłam stopą o nogę od sofy. Na początku specjalnie się nie przejęłam, ale strasznie bolało, zdjęłam skarpetkę i ujrzałam, że dwa najmniejsze palce lewej stopy są wygięte i jakby to powiedzieć... "rozdzielone" od reszty. Gdy Host wrócił z pracy pojechaliśmy do szpitala.
Tam musieliśmy czekać najpierw na rejestrację i przydzielenie mi jednego z 4 kolorów. Myślałam, że dostanę fajną bransoletkę w tym kolorze nic takiego się jednak nie stało. Gdy w końcu weszliśmy do tego pokoju "oględzinowego" pani pielęgniarka akurat skończyła zmianę, więc gdy zaciął się komputer wykorzystała sytuację i poszła. Przyszedł jej zmiennik. Przepisał na kartę moje jakże trudne do zrozumienia dane z dowodu osobistego. Dostałam kolor zielony i numer 896. Ludzi nie było dużo, więc od razu mogliśmy iść do doktorka, który spojrzał na moje paluszki i zalecił zdjęcie rentgenowskie. Po czekaniu na swoją kolej i ileśtam stron książki "1984" Orwella później zostałam wezwana "Zofia", moim drugim imieniem. W ogóle bym się nie zorientowała, że to o mnie chodzi, ale Host zareagował, więc i ja się zainteresowałam. Poszłam na zdjęcie, na wstępie oznajmiając "Non parlo bene italiano, sono polacca". Okazało się, że mój włoski nie jest zły i nawet sobie trochę pogawędziliśmy, podczas gdy moja stopa została sfotografowana trzy razy. Doktorek próbował też mówić po angielsku, ale znał tylko kilka słów, więc było to bardzo zabawne. ;p Gdy skończyłam czytać wyżej wspomnianą książkę zostałam ponownie wezwana do gabinetu. Dowiedziałam się, że oba paluszki są złamane i że Doktorek nie wie i nie może mi obiecać, że będą znowu proste ;O. Ale założył mi opatrunek z bandaża elastycznego na 20 dni i kazał za dużo nie chodzić. Hostka kupiła mi czekoladę i do końca tygodnia nie odprowadzałam dzieci do szkoły. Tak więc i nie wyszłam z domu na spacer po sklepach. Siedzę w domu i szukam jakiegoś nowego serialu, który wciąąąąga. Jakieś propozycje?

Za miesiąc jadę do Polski! :) Za miesiąc będą święta!!

środa, 20 listopada 2013

au pair, życie z "obcą" rodzinką

Już po raz kolejny zabieram się do napisania posta na ten temat. Chciałam napisać generalizującą notatkę ja wygląda przyjazd do host family, ale u każdego jest inaczej, więc po prostu napiszę tu po pierwsze trochę o poszukiwaniach dla przyszłych au pair, a potem już jak wygląda to życie z "obcą" rodzinką.

Jak zostać au pair?

Po pierwsze szukamy rodzinki. Ja szukałam na różnych stronach, ale ostatecznie polecam tylko jedną:  au pair world - tam znalazłam moje obie i większość dziewczyn, które spotkałam również z niej korzystało i są zadowolone. W każdym razie najmniej tam tzw. "scamów". Co to scam? -> skok do Cioci Wiki. Na tej stronie znajduje się wiele przydatnych informacji na temat byciu au pair w konkretnych krajach - kieszonkowe, co musimy załatwić, godziny pracy jakie powinnyśmy mieć, obowiązki. Dużo dziewczyn, zwłaszcza wyjeżdżających po raz pierwszy zgadzają się na np. 40 godzin tygodniowo, naukę dzieci angielskiego i jeszcze do tego sprzątanie za marne 50-60 euro tygodniowo. To jest po prostu śmieszne, takie rodziny nie rozumieją w ogóle na czym polega program au pair i korzystają z naiwności młodych dziewczyn traktując je jak tanią siłę roboczą. Nigdy nie dajcie się tak wrobić!! Jeżeli nie jesteście pewne rodzinki, macie wątpliwości to po pierwsze ich wygooglujcie, nazwisko, adres e-mail, wpisując w google ze słowem "scam". Jest zasada - nigdy przed wyjazdem nie przesyłamy rodzinie pieniędzy ani ona nam. Czasami rodziny kupują bilet au pairce, ale jest to baaardzo rzadka sytuacja. Jeżeli rodzina chce od Was jakieś pieniądze (chociażby, żeby kupić za Was bilet) powinna Wam się zapalić czerwona lampka. Koniecznie porozmawiajcie z rodzinką na Skypie przed zdecydowaniem się na pojechanie do niej, nie tylko z rodzicami, ale też z dziećmi. Zwłaszcza jeżeli jedziecie do kraju, którego języka nie znacie, a dzieci podobno mówią po angielsku. Poproście o konkretny wykaz godzin pracy i obowiązków, warunki, zdjęcia SWOJEGO pokoju (musicie mieć osobny pokój, bo inaczej żyć się nie da, zwłaszcza gdy jedziecie na dłużej) i domu. Możecie podpisać z rodzinką umowę, która i tak nic nie znaczy, ale jasno określa Wasze obowiązki, dobrze by było, gdyby w takiej umowie znalazły się punkty "a co gdyby", np. au pair chciała wyjechać lub rodzina zrezygnować au pair, należy określić tam konkretny czas jaki musicie dać rodzince na znalezienie nowej au pair/ rodzina Wam na znalezienie nowej. Jak już uzgodnicie wszystko z rodzinką pamiętajcie o ubezpieczeniu. Powinnyście mieć też możliwość uczęszczania na kurs językowy.
Jeżeli macie jakieś wątpliwości możecie napisać na wizażu w wątku dla au pair, znajdziecie tam też przydatne informacje - klik



Ufff, mamy to:

-Wymarzona rodzinka

-Bilet

-Ubezpieczenie




Tu zaczyna się moja bardziej osobista część.

Z rodzinką z Włoch byłam "umówiona" już od marca 2013 roku. Dopiero potem szukałam rodzinki na lato. Znalazłam moją Hiszpańską rodzinkę w kwietniu. Kupiłam bilet do Barcelony. Na urodziny dostałam walizkę i przewodnik. Wszyscy mnie wspierali. Sama baaardzo cieszyłam się na wyjazd. W pewnym momencie wkradło się zwątpienie: a co jeśli jednak mnie tam przerobią na pasztet? Co ja wyrabiam? Jadę do jakiejś obcej rodziny! Ta panika to był dzień przed wyjazdem. Poprosiłam Host Mamę o rozmowę na Skypie, przy której była też moja mama. Uspokoiło mnie to bardzo i nie mogłam się doczekać. Poleciałam i nie żałuję. :)

Już przed wyjazdem zastanawiałam się jakie to musi być dziwne - dla au pair, rodziny i dzieci.
Dzieci. W końcu przyjeżdża jakaś obca dziewczyna, ma się nimi zajmować, muszą jej zaufać.
Rodzice. Nie pochodzą sobie w bieliźnie po domu, bo mają tam stałego lokatora, który jest czymś pomiędzy gościem, przyjacielem, pracownikiem i członkiem rodziny. To w gruncie rzeczy dziwna relacja. Nie mogą się do końca czuć swobodnie.
Au pair. Przyjeżdża do innego kraju, ludzie mówią w innym języku, inaczej się zachowują, mają inne zwyczaje. Ona nikogo tam nie zna.

Na początku wszystko było super - rodzinka przedstawiała mnie wszystkim, wszystko było nowe, ciekawe. Nie czułam nawet potrzeby spotykania się z innymi au pair. Dużo czasu spędzałam z dziećmi.

Ale w końcu mieszkanie z rodziną zaczyna się uprzykrzać. Na początku miałam straszne opory przed braniem sobie rzeczy z lodówki. Dziwne było też to, że Hości wszędzie za mnie płacą. Potem popadłam w lekką paranoję zastanawiając się czy jestem dobrą au pair i za każdym razem, gdy Hości się o coś kłócili myślałam, że to o mnie i coś źle robię. Potem złapałam więcej dystansu, ale i tak w Hiszpanii nie czułam się tak swobodnie jak we Włoszech. Może dlatego, że dla hiszpańskiej rodzinki byłam pierwszą au pair i oni też nie wiedzieli jak to je. Nie wiem czy na blogu opisałam to, co mnie denerwowało, chyba nie, bo zawsze chce się pamiętać tylko te dobre rzeczy. W każdym razie teraz widzę, że w Hiszpanii byłam bardziej animatorem zabaw niż au pair. Godziny pracy były tak elastyczne, że aż za bardzo. Nie znaczy to, że mi się tam nie podobało, ale cieszę się, że tam nie zostałam na dłużej.

Wracając - zaczęły mnie nudzić rodzinne spotkania, na których wszyscy rozmawiali po katalońsku. Spotykałam się z au pairkami, ale wyjście z domu było możliwe tylko w weekendy i do 22 albo do rana, bo dojazdy miałam tragiczne, a Hości i tak musieli mnie zawozić/ przywozić ze stacji, która była dość daleko od domu. Brakowało mi tam niezależności. Wyrwaniem się z domu był spacer do Carrefoura po zapasy słodyczy, haha. :D

Czasami dzieci strasznie dają w kość. Nie, nie chcą umyć zębów, nie, nie chcą się ubrać, nie, nie chcą koszulki z guziczkami, nie, nie chcą koszulki bez guziczków, chcą tę samą parasolkę, ale nie chcą się nią dzielić, zabierają sobie zabawki i doprowadzają nawzajem do płaczu, nie słuchają się. Biją, gryzą, kłócą się, psują, niszczą, robią zamęt.

Bycie au pair to zajmowanie się dziećmi i brak możliwości zupełnego odcięcia się od tego po pracy, nie możemy sobie iść do domu, bo to jest nasz dom. Dlatego musimy mieć świadomość czym jest bycie au pair i ogromny dystans, żeby zachować zdrowie psychiczne. Do tego grono znajomych i jakieś swoje życie prywatne, bo inaczej można się szybko wypalić i mieć wszystkiego dość.

Ale te chwile: kiedy M. siedzi mi na kolanach i mówi, że się we mnie zakochał, kiedy A. obejmuje moją szyję małymi rączkami i daje mi soczystego buziaka w policzek na dobranoc, kiedy B. przytula się do mnie podczas oglądania filmu, kiedy słyszę, że zupa, którą zrobiłam nie jest "buona" a "deliziosa", kiedy moje trzy małpki mnie wołają "Kasina". <3 To są najlepsze momenty, które dodają energii i kiedy wstajesz, czujesz się beznadziejnie, a dziecko Ci daje buziaka i mówi, że jesteś piękna to myślisz sobie - mieszkanie z dziećmi nie jest takie złe. <3

Bycie au pair to na pewno jest świetna okazja do usamodzielnienia, dorośnięcia, wypracowania anielskiej cierpliwości, poznania innej kultury, języka, ludzi z całego świata, odwiedzenia wspaniałych miejsc. Nigdy nie będę żałowała tego roku. Za 11 dni minie 6 miesięcy mojego au pairkowania. :O Aż trudno uwierzyć, że to już tyle czasu. :)

poniedziałek, 11 listopada 2013

Toskania! Florencja + Pisa

Oczywiście jak zwykle z opóźnieniem, ale właśnie przyszedł czas na naukę, więc muszę znaleźć sobie jakąś wymówkę. Czas na posta!

1.11. razem z rodzinką wyruszyliśmy do Toskanii na długi weekend. Podróż - 3,5 godziny w samochodzie z trójką nadpobudliwych dzieci - ufffa (Włosi często mówią uffa, kolejna rzecz, która mi się udzieliła). No ale dotarliśmy! Do uroczego domku na odludziu, położonego 20 minut pociągiem od Florencji.










 Pierwszego dnia odpoczywaliśmy po podróży, a wieczorem mieliśmy jechać na kolację do restauracji. Gdy przyszła godzina wyjazdu jak zwykle wariowały, ale młody totalnie przesadził i Hostka się zdenerwowała tak, iż zdecydowała, że za karę nie pojedzie on do restauracji. No ale sama przez to musiała z nim zostać. Atmosfera zgęstniała. Hostka wygoniła nas i powiedziała, że mamy jechać bez nich. Siedzieliśmy w samochodzie i nikt się nie odzywał. Ostatecznie podobno młody okazał skruchę i ruszyliśmy.

Restauracja była w pięknym domu, w stylu zamkowym. Z grubymi ścianami, ładnym wnętrzem, super. Jedzenie też było bardzo dobre. Jadłam pizzę wegetariańską (zjadłam całą! aaa, CAŁĄ!), a na deser coś jakby pieróg z ciasta pizzowego z nutellą w środku i ciasto czekoladowe <3 Mniam! Jakie to było dobre!!!




Następnego dnia pojechaliśmy do Florencji! :) Nie wiem cóż tu dużo opisywać - pięknie, pięknie, pięknie! Trochę zdjęć, które mimo wszystko i tak są niczym w porównaniu z rzeczywistością. NICZYM





















Wieczorem dzieci oglądały bajki, ja czytałam książkę, a po kolacji zrobiliśmy kasztany w kominku, mniam! :)



W niedzielę Host zawiózł mnie na dworzec i pojechałam do Pizy! :D Samotna podróż bez przygód. Ale co widziałam to moje! 


 obowiązkowe zdjęcie w Pizie :D haha







Potem wróciłam do Florencji i tam spotkałam się z rodzinką, samochodem wróciliśmy do domu. Dzieci były zmęczone i zasnęły w czasie podróży, a moi Hości zawsze pozwalają im samym się obudzić, więc zgłosiłam się na ochotnika, żeby z nimi zostać i przy okazji porobiłam trochę zdjęć. 


 drzewko oliwne



taaa... zostawcie mnie samą z aparatem... haha :D


W poniedziałek padało, podróż do domu trwała więc jeszcze dłużej. Po drodze zatrzymaliśmy się w Lucca zobaczyć miasteczko i na lunch, który był moim najgorszym posiłkiem w życiu. Wszystko tam było ohydne. 

 kurczak i kalafior smażone w głębokim oleju starszym chyba niż robią w McDonaldsie, kurczak był z kością i jak dla mnie niedosmażony ;x
 omijajcie to miejsce szerokim łukiem
to jest podobno tiramisu. podane w restauracji, wyglądało jakby to były kawałki zostawione przez innych klientów, bleh


Po tym rodzinnym weekendzie miałam dosyć dzieci i myślałam, że je zamorduję. Ale wyspałam się i dobry humor powrócił. Podróżowanie z dziećmi to męcząca sprawa. Ale Florencja i Pisa z mojej listy "miejsc do zobaczenia" mogą zostać odhaczone. :)