niedziela, 11 sierpnia 2013

nuda, nuda, imprezka, obiad, wakacjeeee!!

Nie mogę uwierzyć, że minął tydzień od ostatniego posta! Myślę sobie - będę pisała co dwa dni, żeby niczego nie pominąć, a tu baaam, człowiek myśli jakby to było wczoraj, a to już całe 7 dni!


Jak pisałam tydzień temu byliśmy w wesołym miasteczku. Jedną z atrakcji była kolejka, która jeździła non stop w kółko, a "atrakcją" była "czarownica", który (to był facet) najpierw smyrał podróżujących miotełkami, a potem brał wiadro z wodą i ich oblewał. Jupii, co za zabawa... Siedmiolatka zabrała "czarownicy" jedną z miotełek i dostała za to drugi, darmowy bilet. Tu, ta "pełna wrażeń" atrakcja. Siedmiolatka i pięciolatka:
 A tu mała żabka. Dwulatka:
 A wieczorem fajerweeerki, które oglądaliśmy z dachu dziadków dzieci.



 Z innej beczki. Jestem tu dość często portretowana :D Po lewej dzieło pięciolatki - ja z moją kochaną siostrzyczką <3 ^^ A po prawej mój projekttt. Dzieci mają taką fajną grę do projektowania ubrań.







 Ale wracając do teraźniejszości:
poniedziałek, wtorek, środa - nie działo się nic specjalnego. Zajmowałam się dziećmi. W czwartek i piątek rano byłam sama z Paulą - było w porządku, już myślałam, że doszłyśmy do przyjacielskich stosunków, ale widzę, że to zależy od jej humoru. Dzieci to mali terroryści. A już w ogóle czuję się przez nią sterroryzowana, bo brakuje mi katalońskiego, żeby wytłumaczyć niektóre rzeczy. Podstawy hiszpańskiego się przydają, ale to za mało, żeby nawiązać kontakt z dzieckiem. Zwłaszcza z dzieckiem, które chce ciągle do mamy. Nie mówię, że się poddaję, ale...

W każdym razie w wolnym czasie czytałam i oglądałam filmy. W piątek w pociągu skończyłam czytać "Wichrowe wzgórza". No właśnie, w pociągu do.. Barcelony, naturalnie. Razem z sześcioma innymi au pair - Jenną (z Finlandii), Fridą (z Niemiec), Czeszką (której imienia nie pamiętam), Olą, Kasią i Mają (z Polski) poszłyśmy na imprezę do jakiegoś klubu. Nie pamiętam jego nazwy, w każdym razie muzyka była słaaaba. Przed i po pobyciu w klubie bawiłyśmy się lepiej. Poszłyśmy coś zjeść, na plażę. Standardowo znowu strasznie się nachodziłam. Następnego dnia zjadłam lunch na śniadanie.

W sobotę wieczorem pojechaliśmy do domu dziadków na kolację i zobaczyć występ Castellersów - co kraj to obyczaj. Mnie trochę to przeraża, ale trzeba przyznać, jest efektowne. Ale może stać się też tak jak na filmiku - baaam (nie wiem jak przekręcić filmik, ale już trudno). Hostka mówiła mi, że rzadko kiedy ktoś doznaje większych obrażeń po upadku, ale mimo wszystko siniaków muszą mieć mnóstwo.

 
Dzisiaj rano na śniadaniu byli Rebe, Joan, Maria, Pep, a potem przyszła jeszcze Laura z córką. A teraz jedziemy do Vilanovy na kolację z drugimi dziadkami, więc zmykam. Jutro żagloooowanie (bez dzieci! ;D).

¡Hasta la próxima!

3 komentarze:

  1. Tak ! Dzieci są straszne ! Jednego dnia aniołeczki a następnego małe potwory !

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny klub w Barcelonie to Boulevard ( BLVD) . La Rambla 27.
    Byłam z przyjaciółką :)
    Wybierasz się może do Barcelony od 15-18 ? Będę tam w tym terminie i szukam towarzystwa na imprezę w blvd :P
    ( mój mail : kasiakiedos@gmail.com - napisz jesli chcesz :D )

    OdpowiedzUsuń
  3. Super! Pisz więcej! Wierzę w Ciebie i mam nadzieję, że niebawem się zgadamy :)

    Tomek

    OdpowiedzUsuń