niedziela, 4 sierpnia 2013

Vilanova festa major, wesołe miasteczko, deja vu

W czwartek Hostka zapłaciła mi za dwa tygodnie i położyła pieniądze na schodach jak jadłam śniadanie, potem o tym zapomniałam i bawiłam się z dziećmi. W czasie zabawy pięciolatka poszła po coś do swojego pokoju, ale zaraz wróciła i bawiłyśmy się dalej. Jakieś pięć minut później Hostka zapytała mnie czy wzięłam te pieniądze, a ja że jeszcze nie. Co się okazało? Pięciolatka czapnęła kasę, gdy Hostka weszła do jej pokoju zobaczyła 70 euro na łóżku, 50 mała zdążyła już wpakować do skarbonki. To nie koniec jej kleptomanii - dzisiaj znalazłam w jej łóżku moją kredkę do oczu i błyszczyk. Zapamiętać - przed wyjazdem dokładnie przeszukać jej pokój.

W piątek wieczorem pojechaliśmy do Vilanovy na "festę major", sztuczne ognie, diabły, smoki, etc. Najpierw zjedliśmy kolację z Rebe, Joanem i dziadkami dzieci, później zobaczyliśmy trochę sztucznych ogni, a w końcu poszliśmy do wesołego miasteczka. :))

Tam siedmiolatka chciała iść na najbardziej wytrzęsioną i przyprawiającą o wymioty atrakcję. A skoro starsza siostra to i pięciolatka chciała. Poszłam z nimi, kręciło, wybijało w górę, spadało w dół. To dla mnie było emocjonujące, a pięciolatka prawie się popłakała, minę miała nie tęgą. Potem poszły na dwie spokojniejsze atrakcje. Ja natomiast postanowiłam wygrać coś w jednej z licznych budek, gdzie można było strzelać z wiatrówki, rzucać lotkami lub łowić kaczki. Zdecydowałam się na to drugie. Rzucałam do "banknotów euro". Miałam 5 lotek. Każda lotka miała wylądować w innym banknocie. Ja jednak uparcie rzucałam do tych samych. W końcu każda lotka miała swój banknot, a ja wygrałam (wcale nie najniższą nagrodę! xd). Miałam do wyboru pisaki i małego misia. Wybrałam naturalnie to drugie - co jednak misiem nie było, ale pieskiem ze smutną minką, trzymającym sercem jakby mówił "tak, nie najlepiej Ci poszło, ale masz mnie na pocieszkę". Cóż, na przełomie sierpnia i września "festa major" w Vilafrance - odegram się na tych lotkach. Albo połowię kaczki. ;p Po lodach o 2 w nocy pojechaliśmy do domu.

Ostatnio cierpię tu na jakąś bezsenność, w tamtą noc nie mogłam zasnąć do 6. Bezsensownie próbowałam zmienić pozycję, ale nie mogłam spać. Nie wiem dlaczego. W każdym razie nie próbowałam żadnej ze "słynnych metod na zasypianie". Dzisiaj w nocy liczyłam barany, włączyłam sobie film, na którym miałam zamiar zasnąć, ale obejrzałam cały - "Zaginiona walentynka". Na końcu się popłakałam, ale nawet to nie pomogło. Ostatecznie zasnęłam około 5.

W sobotę rano mieliśmy jechać nad morze, więc obudziłam się o 10 (po 4 godzinach snu), jednak było pochmurno i tylko pływaliśmy w basenie. Po lunchu przespałam się jakieś dwie godziny. Wieczorem Hości wychodzili na kolację, bo przypadała ich 15 rocznica bycia razem.

Miałam deja vu. 15 minut po wyjściu Hostów - kiedy film był już włączony, a pierwsza pizza gotowa dwulatka (ZNOWU) zrobiła pipi na środku salonu. <facepalm> No ale nie problem. Tyle, że jak małej coś się nie podoba to siedmiolatka zaczyna od razu płakać, że boli ją głowa lub brzuch. No ale nic, tą pierwszą umyłam i przebrałam, drugiej powiedziałam, żeby coś zjadła i się położyła. Umyłam podłogę, uff. 3, 2, 1, ryk "MAAAAMAAA" "Mama no esta aqui" "Donde esta?" "Con tu papa" "Yo tambien". Wskoczyła mi na ręce i chciała, żebym zabrała ją do rodziców, chciała zaprowadzić mnie do garażu. Na szczęście istnieją chipsy i lacasitos, którymi mała dała się przekupić. Później po dwóch próbach poszła spać. Gorzej z większymi. Już położyłam je do łóżek, ale pięciolatka przyszła i płaczliwą miną "Mamiii". Pozwoliłam jej więc posiedzieć u mnie przez chwilę. Jednak siedmiolatka przyszła zobaczyć co się dzieje. Namówiły mnie na przeczytanie 5 bajek - w końcu miałyśmy piżama party... Później chciały czekać na rodziców, więc puściłam im bajki, mając nadzieję, że przy nich zasną, nie zasnęły. Wyłączyłam bajki, byłam zmęczona, więc pozwoliłam im nawet spać u siebie. Jednak siedmiolatka szybko poszła do swojego łóżka, a niedługo po tym wrócili ich rodzice i pięciolatka też się ewakuowała.


Dzisiaj siedmiolatka o 10 wparowała do mojego pokoju, bo powiedziałam jej, że chcę się obudzić o 10, ale powiedziałam jej, że w nocy słabo spałam i położyłam się jeszcze na dwie godziny. Wieczorem jemy kolację z dziadkami. Gorąco tu, idę wskoczyć do basenu, a potem poczytam sobie "Wichrowe wzgórza".

2 komentarze:

  1. Ojj chętnie bym się wybrała też na jakiś "festyn" z moją rodzinką. A co do "pipi" to współczuję. :)
    Mam nadzieję że sobie jakoś radzisz no i powodzenia już niedługo we Włoszech :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziecko z kleptomanią? Oj nie wesoło ; )

    OdpowiedzUsuń