środa, 10 lipca 2013

vijazz, Barcelona i inne takie ;p

Hej Wam!

Weekend był świetny, jest cudownie. Oprócz tego, że ósemka postanowiła ujrzeć światło dzienne i dziąsło mnie męczy.

W piątek razem z hostami pojechaliśmy na Vijazz - festiwal wina, cavy i jazzu w Vilafrance. :)
Oczywiście piliśmy wino, a później poszliśmy na kolację do baru, który połączony jest z salą, gdzie ćwiczą Castellersi.





Sobota minęła leniwie. Późno wstałam, bo w nocy było strasznie gorąco i nie mogłam spać, więc odpuściłam plażę z Hostem i dziećmi i po prostu leniuchowałam. Wieczorem zostałam sama z dziećmi, a taak, tylko z dwójką, zapomniałam napomknąć, iż najstarsza pojechała gdzieś na weekend z dziadkami. W każdym razie najpierw poszłyśmy na plac zabaw, trochę malowałyśmy, potem zasiadłyśmy do kolacji, którą przygotowałam sama. Tak, sama. Dwie mrożone pizze, ale sama włożyłam je na 10 min do piekarnika. ;p Były bardzo smaczne. Później włączyłam jakiś film o Barbie, zjadłyśmy lody na deser. Mała poszła spać, a ja z pięciolatką jeszcze trochę pograłam w "Just dance" i też poszłyśmy spać.

W niedzielę pojechaliśmy do Sitges!! Kochaaaaam to miasto i tą plażę! :)) Poszliśmy na spacer i zjedliśmy mrożony jogurt.




 

W poniedziałek pojechałam do Barcelony z trzema innymi au pair - Giullią z Włoch, Laurą z Hiszpanii i Caroline z Belgii.

Zaczęło się przygodą... Hostka podrzuciła mnie na stację, ale szybko wracała do domu bo dzieci w tym czasie spały. Podeszłam do automatu z biletami, a tam... Nie przyjmuje gotówki, tylko karty, bo jest zepsuty. -.- No więc wkładam moją brand new kartę do konta walutowego, której jeszcze nie używałam i próbuję. Wpisuję pin raz - biiip, naah, drugi - naaah, trzeci - karta zablokowana. o.O Do odjazdu pociągu 10 min, telefon do Hostki 'SOS!'. Poradziła mi, bym wsiadła bez biletu i kupiła go na końcowej stacji (trzeba go użyć do wyjścia przez bramkę). Dziewczyny wsiadły dwa przystanki później. Dojechałyśmy na naszą stację, więc chciałam kupić bilet. Tyle że automaty były po drugiej stronie bramki. Skończyło się więc tak, że wyszłam z Laurą na jednym bilecie i zaoszczędziłam 4,55 euro, z czego nie jestem do końca dumna, ale to ich wina - w pociągu nie było możliwości kupienia, na stacji nie było informacji/ kasy czy czegoś podobnego.

Pochodziłyśmy po sklepach, ale oczywiście nie znalazłam żadnego kostiumu kąpielowego... ;/ Jak teraz dopadnę jakiś sklep w Vilanovie to wezmę pierwszy lepszy, który będzie pasował.

Poszłyśmy Ramblą pod pomnik Kolumba, do McDonalda i wróciłyśmy. Pod koniec podróży byłam jedyną osobą w moim wagonie. Dum dum dum duuum.



We wtorek były 21. urodziny bliźniaczek - kuzynek Hostki.

A dzisiaj, a dzisiaj miałam sesję zdjęciową z siedmiolatką, która jest świetnym fotografem:

:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz