poniedziałek, 10 czerwca 2013

el bingoooo!

Hola!! Przedwczoraj poszłam spać o 4! Znowu! Tym razem jednak nie z powodu złego samopoczucia, bynajmniej!

W miasteczku co roku organizowany jest turniej bingoooo! (nie wiem na co w ten sposób zbierają pieniądze, ale to świetny sposób, 1 kupon 2 euro, 5 gier, 10 euro od osoby - a tam było 500 osób!) Ale od początku...

Wczoraj była sobota - normalnie J. ma wtedy tenis, ale rano była burza, padało i trening został odwołany. Tak więc podczas gdy E. dawała korepetycje z angielskiego i matematyki pewnej dziewczynce z Hostem i dziećmi pojechaliśmy do Vilanovyyy (z której zdjęć wcześniej nie było, bo Kasia nie wzięła aparatu - brawa dla mnie) odwiedzić rodziców A.

Gdy dojechaliśmy na miejsce spotkaliśmy się z jego siostrą - R., z którą pojechałam nad morze i poszłam na przechadzkę po mieście. Gdy mnie odwiozła pochodziłam jeszcze trochę sama, wiem gdzie jest Zara, Mango, Pull & Bear. Postanowiłam kupić loda, jakoś na migi i pomieszanym angielskim z hiszpańskim udało nam się porozumieć. Tak więc zjadłam loda, który był niby "petit", ale wcale nie taki mały, dobrze, że nie wzięłam dużego, o smaku który myślałam, że będzie truskawkowy, a był... nawet nie wiem, może jakieś mango? Ale całkiem smaczny i miał małe różowe żelki w środku. <3 Mniami, przestał wyglądać smakowicie jak już pomyślałam, żeby zrobić mu zdjęcie.

Pojechaliśmy do domu i zjedliśmy lunch. Mówiłam E., że pierogi będzie trzeba jeszcze usmażyć przed wyjściem. Za jakiś czas przyszła do mnie z brązowiutkim pierogiem - usmażonym w głębokim tłuszczu. Moje oczy - O.O Aleee... Nie tak usmażone. Wtedy zrobiła tylko kilka, więc reszta została podsmażona prawidłowo. ;d hah Potem E. zrobiła dwie pizze, przyjechała R. i poszliśmy na bingoooo. 500 osób siedziało przy stołach z rodzinami i jadło kolację - świetne! O 11 zaczęliśmy grać. Hostka początkowo pisała mi liczby na stole (na którym był jednorazowy obrus papierowy), a potem poszła zapytać prowadzących czy nie mogą mówić liczb po angielsku (specjalnie dla mnie, hah ;d), jednak umieli liczyć tylko do 10 plus liczbę 69 - przy której zawsze wybuchał szmer śmiechów. Więc E. nadal pisała mi na stole, ale prowadzący cały czas się do mnie jakoś odnosili - a to pytali przez mikrofon jak mi idzie, a to coś tam. ;p Potem zawołali mnie na scenę i dostałam dwa lokalne wina. Jak ktoś w tym miasteczku jeszcze nie znał mojego imienia to teraz je zna, bo żeby gościu dzierżący mikrofon je zapamiętał ludzie musieli powtarzać mu je jakieś tysiąc razy. Kasz? Kasza? Kesza? Kaza? KASJA!

Nic nie wygraliśmy, ale było zabawnie. Gdy wróciliśmy do domu (o 2.30) przyszli do nas jeszcze przyjaciele Hostów i piliśmy gin z tonikiem nad basenem (który z resztą jest bardzo ładnie oświetlony).


a tak, prowadzący byli przebrani za księży i przedstawiali wybranie nowego papieża, bo co roku prezentują najistotniejsze wydarzenie jakie miało miejsce i robią skecz ;d























Następnego dnia - w niedzielę poszliśmy do kościoła, gdzie była duża część rodziny, gdyż Msza była w intencji babci E. Później czytałam książkę i przypatrywałam się jak Host przygotowuje lunch - krewetki (nawet nie były złe, całkiem smaczne, chociaż te nóżki i pancerzyki, które trzeba usuwać... zwłaszcza te nóżki... nóżeczki) z kurczakiem i sałatką (na stole przy lunchu często też są chipsy).

Około 16 pojechałam z N. i M. do innej wsi i poszłyśmy na kawę z dwiema dziewczynami, z których jedna była jakiś czas temu w Krakowie (chyba na erasmusie). Później razem udałyśmy się na próbę BATinKAT I grałam na bębenku


- o, dokładnie na takim ;D to było świetne! być może dołączę do grupy na 3 miesiące mojego pobytu tutaj :))



Dzisiaj spotykam się z jakąś au pair z Polski (prawie nic o niej nie wiem, bo to spotkanie umówione przez nasze Hostki, bo M. (bratowa albo przyjaciółka E., trochę się w gubię w relacjach rodzinnych) powiedziała o tej rodzince E., a nie wiem czy oni mówią po angielsku, więc Hostka się z nimi kontaktowała ;d).

wooo hooo ^^

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahaha, te hiszpańskie relacje między rodzinami! :)
    Ale fajnie, że Twoja hostka ingeruje i chętnie Cię umawia z jakimiś au-pair! Nie nudzisz się.

    Śliczne pierożki! :) Sama muszę je ogarniać do perfekcji.

    I faktycznie super pomysł z tym bingo. Kasja ;)

    A jak tam relacje z dziećmi?

    Btw, sprawdzam groupona nieustannie i akurat nic nie ma ciekawego. Mam nadzieję, że jak już dotrę, to pojawią się jakieś ciekawe oferty :D
    Trzymaj się cieplutko!

    OdpowiedzUsuń